Niestety zawrzało w naszej części świata, co prędzej czy później musiało się wydarzyć ponieważ jesteśmy strefą zgniotu pomiędzy dwiema rywalizującymi o wpływy siłami: NATO oraz Rosją i jej sprzymierzeńcami. Jak to ktoś kiedyś pięknie ujął – wojna to jedyna zabawa bogatych, w której udział biorą biedni, czy może bardziej precyzyjnie – jedyna zabawa władzy, w której udział biorą poddani. Głupcy pchają nas do konfliktu w imię tego i tamtego, tymczasem przyjrzyjmy się kwestii gotowości Polski do wojny od strony nieco innej niż zawsze, od strony którą ja, jako ulotkarz znający wszelkie zakamarki miasta, mogę poświadczyć naocznie.
Od strony gotowości do obrony cywilnej, a konkretnie – ilości schronów, które mogłyby zabezpieczyć ludność przed atakami rakietowymi lub bombardowaniem. Może to ocuci kilka głów.
Dr Leszek Sykulski w wywiadzie udzielonym dla Kanału Politycznego na YouTube podaje, że w Polsce nie ma definicji schronu zawartej w Prawie Budowlanym. Możemy mówić co najwyżej o miejscach które mogą służyć za schron, choć jak przyznaje dr Sykulski, większość z nich to miejsca o bardzo słabym standardzie, dające nikłe zabezpieczenie. Takich miejsc na terenie naszego kraju znajduje się około 62 tysięcy. To pozwoliłoby ukryć się około milionowi trzystu tysiącom polskich obywateli, co stanowi około 3% populacji Polski.
W całej kilkuletniej już pracy kolportera na terenie Wrocławia, tylko raz natknąłem się na miejsce, które było widocznie i czytelnie oznakowane napisem „do schronu”. Owszem, być może nieświadomie mijałem wiele razy tego typu miejsca, ale tylko raz tego typu oznakowanie rzuciło mi się w oczy, a przeszedłem miasto z jego bramami, piwnicami i podziemnymi garażami wzdłuż i wszerz.